Rano zwiedzanie Wielkiego Meczetu. Faktycznie mały to on nie jest. Ale widać to głównie wewnątrz. Na zewnątrz, patrząc z placu traci on trochę na monumentalności - jednak wokół jest za dużo hektarów. Po zwiedzaniu poszliśmy na pociąg który odjeżdżał z Gare Casa Port. Do Rabatu przyjechaliśmy bardzo fajnym składem - co było pewnym zaskoczeniem. To nasza druga podróż kolejowa tutaj i okazuje się, że pociągów to możemy im pozazdrościć... Nauczeni przygodą z taksówkarzem-naciągaczem z Casablanki tu ambitnie tniemy do hotelu na piechotę. Po drodze przygoda mrożąca krew w żyłach: na ulicach bojowe Hummery z karabinami, wóz opancerzony z działem, żołnierze z karabinami. Dym, hałas i rozgardiasz... Pewnie wybuchła jakaś lokalna wojna! Oczywiście gnamy w stronę zamieszania. A tu okazuje się, że to film kręcą... No cóż - nie zostanę sławnym korespondentem wojennym. Znajdujemy hotel w medynie i od razu ruszamy na miasto. Rabat okazuje się znacznie ciekawszym i czystszym miastem niż Casablanka - w końcu stołeczność zobowiązuje. Chociaż kwestia czystości tutaj to rzecz dość względna... |