Generalnie zamieszanie urywa łeb. Szczególnie w sukach gdzie chyba można kupić wszystko. Dla każdego sprzedawcy jesteś "my friend" dla którego ma on "special price" i ciekawie zapytuje "where are you come from?" - oszaleć można. Najciekawsze jest to, że dostrzegają oni nawet na ułamek sekundy zatrzymany wzrok na jakimkolwiek towarze. I od tej pory nie ma już spokoju... Żeby uciec od tego zamieszania udajemy się na zwiedzanie merdesy Ali ben Jusufa - czyli szkoły teologicznej. Tu pięknie jest. I zupełnie cicho. Mimo pewnej ilości turystów. Wieczór spędzamy na placu Dżemaa el-Fna przyciągnięci tu jakąś "magiczną" siłą... Szczyt chaosu. Łapię się na gotowane ślimaki z miednicy - co mi tam! Na sam koniec - dla ukojenia zmysłów - pyszna herbatka miętowa na tarasie hotelu. Spać idziemy umordowani, ale zadowoleni. |