W nocy obudził nas dziwny szelest dochodzący z gaju cytrusowego na hotelowym dziedzińcu... W Maroku nadeszła pora deszczowa. U marokańczyków objawiło się to ubraniem przez nich szalików, kurtek i czapek... My jednak nadal nosimy koszulki z krótkimi rękawami, ale też jesteśmy przygotowani na nieco chłodu - rano wrzuciliśmy do plecaka bluzy i w drogę.
Pojechaliśmy zwiedzać ruiny miasta z czasów rzymskich - Volubilis. Jest tego parę hektarów całkiem malowniczych ruin stanowiacych odmianę dla medyn i suków w odwiedzanych przez nas do tej pory miastach. Nie najlepsza pogoda stała się zaletą - nie musieliśmy przeciskać się w tłumach turystów acz i tak było ich tu niemało. Wróciliśmy do Meknes przypadkowym autostopem w czasie jazdy próbując gawędzić z kierowcą w czymś w rodzaju języka francuskiego. Podóż minęła szybko. Od wieczora znowu pada - i z tym to już trochę przegięcie - w końcu w Maroku spędzimy jeszcze trzy dni.
|