Dzień piąty - tańce przy katedrze, satanista i nocna przygoda na plaży
|
komentarz dnia i pierwsze zdjęcie |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Komentarz dnia: |
Na świecie jest niedziela. Dla nas normalny dzień wakacji :)
Od południa przed katedrą muzyka i tańce. Tłum ludzi. Jest trochę takich jak my gapiów, ale większość bierze udział w tradycyjnych tańcach katalońskich zwanych sardana. Oprawę muzyczną tworzy zespół zwany cobla. Głownie to staruszkowie, ale bardzo żwawi. Na mieście znowu oglądamy domy Gaudíego i w ogóle architekturę. W pewnej chwili leniwą ciszę niedzielnego popłudnia przerywa dochodzący z otwartego okna jednego z balkonów puszczony na cały regulator trash metal. Barierki balkonu obwieszone są rogatymi czaszkami z namalowanymi symbolami satanistów. Bardzo to katalońskie... Wieczór spędzamy na plaży - żegnamy się z Barceloną winem, oliwkami, serkiem i chlebem. Jest fajowo. W pewnej chwili usłyszeliśmy niepokojący szelest. Okazuje się, że tuż za nami czai się ciemny typ przymierzający się do naszego plecaka. Stanowczymi słowami oraz gestami żegnamy pana, ale duszę mamy na ramieniu bo w plecaku była cała kasa i paszporty... Od tej pory oczy mamy dookoła głowy. Dwóch głów. |
w górę |
|