Wrocław - Barcelona - Marrakesz - Aït Benhhadu - Warzazat - Casablanca - Rabat - Meknes - Volubilis - Fèz - Girona - Sant Feliu de Guixols - Wrocław


Kalendarz wycieczki
Listopad 2007
P W S Cz P S N
1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30

dzień dwudziesty drugi
dzień dwudziesty pierwszy
dzień dwudziesty
dzień dziewietnasty
dzień osiemnasty
dzień siedemnasty
dzień szesnasty
dzień piętnasty
dzień czternasty
dzień trzynasty
dzień dwunasty
dzień jedenasty
dzień dziesiąty
dzień dziewiąty
dzień ósmy
dzień siódmy
dzień szósty
dzień piąty
dzień czwarty
dzień trzeci
dzień drugi
dzień pierwszy

W razie pytań, spostrzeżeń
i komentarzy prosimy
o kontakt na e-mail:
wyprawy@comart.pl

Dzień dwudziesty pierwszy - słońce, morze, słodkie lenistwo. I seks.

komentarz dnia i pierwsze zdjęcie
słońce zachodzi
Ala spogląda w przyszłość
wkrótce zachód słońca
Ala i fragment kaplicy św.Elma
fragment kaplicy św.Elma
widok na słońce i coś
lenistwo u św.Elma
widoki ze ścieżki spacerowej
lenistwo na plaży
lenistwo na plaży
tabliczka znamionowa ciuchci
Szymon maszynista
korkowe muzeum
Komentarz dnia:
Zacznę od seksu bo wiadomo, że to najciekawsze. Mianowicie gdy popołudniową porą leniwie czekaliśmy na zachód słońca leżąc na ławach okalających kaplicę św.Elma przez odgłosy wiejącego wiatru doszły nas szmery i szelesty. Okazało się, że opodal pojawiła się para w średnim wieku, która nie bacząc na naszą obecność zaczęła się intensywnie przytulać. Generalnie OK - sobie myślę, ale po paru chwilach kątem oka dostrzegam, że owi państwo zaczynają zsuwać z siebie galanterię aby bliskość między sobą uczynić jeszcze bardziej bliską... Oczywiście jako światowcy, którzy niejedno już widzieli nie zwracamy na to żadnej uwagi, tym bardziej, że para nagle zniknęła. Po paru chwilach spokoju słyszymy jednak ...hmmm... szmery jeszcze bardziej wyraźne i intensywne tuż obok nas, za załomem ściany. Okazało się chyba, że amorom nie tyle przeszkadzaliśmy my co wiejący coraz silniej wiatr. Gdy damsko-męska zażyłość została sfinalizowana państwo oddalili się cichcem. I bez pożegnania :)
Reszta to nudy. Generalnie dzień minął na słodkim lenistwie. Najpierw zajrzeliśmy do korkowego muzeum, potem wlazłem do ciuchci w parku, a jeszcze później podążylismy nadmorską ścieżką wśród skał na wznoszącą się nad miastem górę gdzie wygrzewając się na słonku doczekaliśmy kolorowego zachodu słońca. Na kolację oprócz jedzonka zamówilismy wino - pewnym zdziwieniem było, że zamiast spodziewanej lampki kelner przyniósł całą butelkę całkiem przyzwoitego czerwonego wina, którego nazwa niestety uleciała mi z pamięci. Po jego nieśpiesznej konsumpcji świat jest jeszcze piękniejszy.
I to się nazywa życie :)
w górę